top of page

"Dlaczego dom tymczasowy?”

  • Zdjęcie autora: Olimpia
    Olimpia
  • 25 kwi 2020
  • 4 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 11 wrz 2020

Na to pytanie do dzisiaj nie umiem spójnie odpowiedzieć. Z potrzeby serca? Chęci zdobywania doświadczenia? Konieczności pomocy? Tak. I nie zarazem. Nie wiem, po prostu tak wyszło, przypadkiem i zostało, już celowo.


Pierwszy tymczasowicz znalazł się u nas kiedy wraz ze znajomymi organizowałam akcję adopcji w ramach promocji Wydziału Medycyny Weterynaryjnej SGGW. Na koniec dnia zostały dwa psy bez domu. Nie chcieliśmy, aby wróciły do schroniska. I tak trafiła do nas Nuka, tak to się zaczęło.

Pierwszy podopieczny zazwyczaj jest “najłatwiejszy" - skupiasz się na znalezieniu mu domu, masz cel. Wszystkie siły i emocje wkładasz w to, by znaleźć mu najlepszych opiekunów pod słońcem. Znajdujesz, jest sukces, radość, wzruszenie i pokłady energii do działania! Bierzesz kolejnego podopiecznego. I nagle klops, emocje są z goła inne. Już nie ma tego zapału, aby znaleźć najlepszy dom z możliwych. Pojawiają się za to myśli “daliśmy radę z psem/psami, może ten zostanie?”… W takim momencie trzeba podjąć stanowczą decyzję - albo zostawiasz psiaka u siebie, albo skupiasz się na celu jaki był pierwotnie - szukasz domu.

Wielokrotnie ludzie pytają mnie jak to jest, że od 15 lat jestem w stanie oddawać zwierzęta do domów stałych? W końcu to już przeszło 70 psów, kotów i królików (gryzoni nie wliczam, nawet się na to nie silę ;) ). Odpowiedź wbrew pozorom jest prosta. Trzeba trzymać się planu. Pierwszy cel to znaleźć dom, który poświęci zwierzęciu 100% uwagi. Mając pod opieką kilka zwierząt naraz moja uwaga podzielona jest na ich ilość. Każdy dostaje swoją indywidualną część, ale jeśli mogę danemu podopiecznemu zapewnić czyjeś 100% przy równie dobrych warunkach bytowych jak nasze, to chętnie to robię. Druga sprawa to miejsce - żaden dom nie jest z gumy, więc kiedy tymczasowicz zostaje adoptowany, na jego miejsce może do nas trafić inna bida w potrzebie. I tak to działa. Dobrze jest też mieć chociaż umowną listę zwierząt, którym chciałoby się pomóc, które czekają na przybycie do domu tymczasowego. To naprawdę pomaga.

Nie będę pisać, że jestem rozsądna, stanowcza wobec siebie i zawsze poukładana, bo tak nie jest. Im więcej pracy wkładam w podopiecznego, im bardziej dzięki mnie się zmienia na lepsze, tym bardziej się przywiązuję. Niejednokrotnie pojawiają się myśli, aby tego konkretnego zostawić na stałe. Tak dobrze odnajduje się w naszym stadzie, tak dobrze mi się z nim pracuje, dajemy radę z kilkoma zwierzętami. Wtedy wracam do zdjęć, filmów z moimi byłymi podopiecznymi. Przypominam sobie jak to było z nimi, jak bardzo ich chciałam zostawić i jaką wielką satysfakcję sprawiło mi wydanie ich do cudownych domów, z którymi w większości nadal mam kontakt. Te uczucia powracając stawiają mnie do razu na nogi - trzeba i temu znaleźć taki super dom, na zwierzaka dla mnie jeszcze będzie czas.

Jak to mawiają znajomi “przecież ty zawsze znajdziesz sobie jakiegoś psiaka na stałe”. To prawda, znajdę. Tak było w przypadku Amidali. Po odejściu naszej wieloletniej towarzyszki suczki Kory, Duszek został sam. Byli tymczasowicze, ale się zmieniali. Dla zwierzęcia stadnego, jakim jest pies, ciągła zmiana kumpli nie jest najbardziej komfortowa. Ludzie nie są w stanie zastąpić psiego towarzystwa. Dlatego podjęliśmy decyzję o adopcji psa, który będzie dla Duszka stałym towarzyszem. Ustaliliśmy konkretne cechy jakie chcemy, aby spełniał i zaczęliśmy poszukiwania. Chcieliśmy suczkę, nie tylko dlatego, że Duszek lepiej dogadywał się z nimi, ale też dlatego, że daje to większe możliwości w byciu domem tymczasowym - sprawdzanie reakcji tymczasowiczów na obie psie płcie. Chcieliśmy psa spokojnego, nawet nieco wycofanego, ale nawiązującego mocną więź z opiekunem. Jednocześnie musiał dobrze dogadywać się z różnymi zwierzętami. Miał to być docelowo psiak pomagający nam w pracy. Co ciekawe, żaden z moich ówczesnych schroniskowych podopiecznych nie spełniał wymogów. Spełniła je Amidala - delikatna, wycofana, wpatrzona w jednego człowieka suczka. Już przy pierwszym poznaniu wiedziałam, że to jest to, że Ami powinna zamieszkać ze mną. To była bardzo świadoma i przemyślana decyzja. Jedna z najlepszych i najmniej spontanicznych zarazem.

Bycie domem tymczasowym nie jest wcale łatwe. Nie chodzi o finanse, czy czas, które trzeba poświęcić. Przede wszystkim chodzi o emocje. Nie tylko nasze, ludzi, ale także podopiecznych. Nie od dziś wiadomo, że psy, czy koty, zwierzęta w ogóle, są o wiele bardziej empatyczne od ludzi. Więcej widzą, więcej rozumieją, więcej czują niż nam się nierzadko wydaje. Żeby dobrze przygotować podopiecznego do adopcji nie wystarczy być dla niego dobrym człowiekiem, nie wystarczy go dobrze poznać. Przede wszystkim nie można go do siebie przywiązać. Zmiana grupy, z którą do tej pory się żyło, dla większości podopiecznych bywa bardzo ciężka, źle przeprowadzona wręcz traumatyczna. Dlatego już od niemal pierwszych chwil w domu tymczasowym, należy zwierzaki zaznajamiać z innymi ludźmi, należy zapraszać oraz “bywać” u innych. Należy także dbać o samoocenę zwierzęcia, by było zadowolone, by miało możliwość podejmowania samodzielnie decyzji. I wcale nie chodzi tu o rozpuszczenie podopiecznego, który robi sobie co chce. Chodzi o to, aby zwierzę mogło samo podjąć tę dobrą decyzję. Tę decyzję, która się opłaca i sprawia, że zwierzak jest chwalony i nagradzany. Jesteśmy z niego zadowoleni, on jest z siebie dumny.

Powinniśmy też będąc domem tymczasowym pracować nad sobą, nad swoimi emocjami. Jesteśmy przewodnikiem, opiekunem i nasze nastroje wpływają bezpośrednio na podopiecznych. Kiedy podczas adopcji będziemy się wylewnie żegnać, a nie daj losie jeszcze do tego płakać ze wzruszenia, to nasz tymczasowicz także te emocje przejmie, przejmie się nami. Cieszmy się więc z adopcji, powtarzajmy sobie, nawet na głos, że jest to najlepsza z możliwych rzeczy jaka spotkała nas i naszego podopiecznego. Cieszmy się jego szczęściem. Na wzruszenie i łzy przyjdzie czas, kiedy wrócimy do domu.

Czym jest dla mnie bycie dobrym domem tymczasowym? To przede wszystkim poznanie zwierzęcia, jego potrzeb, lęków i sposobu w jaki postrzega otaczającą go rzeczywistość. To także przekonanie go w najbardziej dla niego zrozumiały sposób, że chce żyć blisko ludzi. Przekonać go, że jest najlepszym towarzyszem jakiego człowiek mógł sobie wymarzyć. Podnieść jego samoocenę. Nie uzależnić go od siebie, bo to nie sztuka mieć towarzystwo w zwierzęciu, ale zwierzę za towarzysza.

 
 
 

Comments


Post: Blog2_Post

Formularz subskrypcji

Dziękujemy za przesłanie!

508 262 589

©2020 by Pyes behawiorysta. Stworzone przy pomocy Wix.com

bottom of page